„ …nowoczesne i sportowe wędkarstwo to bardziej internetowa fikcja niż rzeczywistość.” – wywiad z Sebastianem Kowalczykiem (Wiadomości Wędkarskie, Wędkarska Korba).


Dziś gość, którego przedstawiać nie trzeba. Sebastian Kowalczyk to człowiek bardzo zaangażowany w wędkarstwo, redaktor Wiadomości Wędkarskich, twórca Wędkarskiej Korby oraz kilku innych projektów. Udało mi się namówić Sebastiana na garść zwierzeń na temat wędkarstwa i zjawisk z nim związanych. Jeśli chcecie dowiedzieć się czy Sebastian zabiera złowione ryby i co go dziś wkurza w wędkarzach zapraszam Was do przeczytania tego wywiadu!






Sebastian, pamiętasz swój pierwszy w życiu dzień na rybach?
Oczywiście! Takie wydarzenie zapada w pamięci każdemu młodemu człowiekowi. Miałem może 12 lat, a może trochę miej (tego akurat dokładnie nie pamiętam) i poszedłem z dziadkiem pierwszy raz ze spinningiem nad Radew (dopływ Parsęty). Wcześniej, co prawda towarzyszyłem dziadkowi i łowiłem wyciętym, leszczynowym patykiem płotki na pęczak, ale tego nie liczę. Dziadek chyba rozumiał, że zaszczepienie wędkarstwa w młodym człowieku wymaga pewnego rodzaju wstrząsu. Radew w tamtych czasach była pełna szczupaków (pb dziadka z tej rzeki to zębata maciora o masie 12 kg) i złowienie kilku sztuk dziennie nie było żadnym problemem. Pamiętam, że przyszliśmy o świcie nad rzekę, dziadek pokazał mi niewielki dołek ze spowolnieniem nurtu przy brzegu i kazał mi wrzucić tam blachę. Posrebrzany tramp wpadł do wody i zaczął się kolebać na boki w wolnym nurcie. Trwało to może dwie sekundy, bo w przynętę natychmiast uderzył szczupak. Pamiętam, że dziadek chciał pomóc mi w holu, ale wędki nie oddałem. Szczupak ważył 3,5 kg (dziadek ryb nie mierzył). W czystej wodzie dokładnie widziałem pracę przynęty i atak drapieżnika. To był wstrząs, który wpłynął na całe moje życie.



Ostatnio dopadła mnie taka refleksja: na początku lat 90-tych łowiło się masę ryb topornym, byle jakim sprzętem. Dziś łowi się prawie tyle, co nic, natomiast sprzęt mamy, co najmniej zjawiskowy. Jak oceniasz rozwój współczesnego wędkarstwa? Czy nie jest tak, że wędkowanie dziś w większości wód to tylko sztuka dla sztuki?
Bylejakość sprzętowa to akurat domena naszych czasów. Lata 90 – te były przełomowe. Pojawiły się pierwsze przynęty gumowe, pierwsze plecionki, a jeśli chodzi o wędki i kołowrotki wyglądało to następująco. Jeśli odłożyło się parę złotych, można było kupić sprzęt firmy D.A.M, ABU, Daiwa lub Shimano i łowić nim przez całe lata. Czy wyobrażasz sobie teraz kupić kołowrotek i łowić nim przez kolejne 15 lat? W latach 90 – tych można było się również posiłkować sprzętem kupowanym na bazarach. To było zazwyczaj tanie, chińskie badziewie, które działało góra sezon lub dwa.  Przypomina Ci to coś?                                                             Osobiście uważam, że obecnie bardzo przecenia się znaczenie sprzętu wędkarskiego. Wędkarze coraz rzadziej pytają, o jakiej porze i w jakim miejscu żeruje np. sandacz i dlaczego tak się dzieje. Początkujących wędkarzy najbardziej interesuje, jaką wędką go złowić. Jakby to był jedyny i najważniejszy klucz do sukcesu. Czasami słyszę, jak co poniektórzy mówią: „jakbym miał kiedyś taki sprzęt jak dzisiaj, to był dopiero łowił ryby”. Ja sobie czasami myślę, że widowiskowe sukcesy miałbym kiedyś, gdybym miał wtedy taką wiedzę, jak dzisiaj i spokojnie poradziłbym sobie sprzętem z lat 90 – tych. Zresztą i tak sobie nim nieźle radziłem. 

Jest coś, co we współczesnym, nowoczesnym wędkarstwie zwyczajnie po ludzku Cię wkurza?
Wkurzają mnie Szwedzi, Norwegowie, Niemcy i Hiszpanie. Podejrzewam, że od wielu lat działają na szkodę Wielkiego, Polskiego Wędkarstwa. Myślę, że to przez ich skryte i zdradzieckie działania nasze środowisko wędkarskie jest tak zawistne i podzielone. To na pewno przez nich nasza społeczność nie potrafi się między sobą dogadać i jasno wyznaczyć sobie celów do realizacji, przez co nie ma wpływu na swoje otoczenie.  To widać zresztą nad wodą. Od 10 lat prawie nic się nad naszymi łowiskami nie zmieniło oprócz tego, że coraz bardziej obniża się ich rybostan. Zadaj sobie pytanie: kto na tym najbardziej korzysta? A tak na poważnie to nawet nie chce mi się o tym gadać. Chyba zaczynam być sfrustrowany. Momentami zaczynam tęsknić za czasami, w których ryby łowiłem tylko i wyłącznie dla przyjemności i nie musiałem na to wszystko patrzeć.



Pierwszy wędkarski film na YouTube, który opublikowałeś datowany jest na 3.04.2008 r. W tamtym okresie „wędkarski YouTube” był jeszcze w powijakach. Dlaczego Twoja działalność na YT była wtedy tak krótka? Nie wierzyłeś wtedy w to, że wędkarstwo na YT ma przyszłość?
Oczywiście, że w to wierzyłem.  Wierzę w to nadal. Uważam również, że obecnie wędkarski YT jest nadal w powijakach. Niestety, aby być youtuberem z prawdziwego zdarzenia, trzeba być youtuberem na cały etat. Aby być nim na cały etat, trzeba swoją działalność monetyzować. Ciekawego kontentu nie da się wyprodukować bez pieniędzy, a trzeba za coś jeszcze żyć. W tamtych czasach nie było nawet na to widoków.  Obecnie You Tubem  zajmuję się na ćwierć gwizdka, czyli na tyle, na ile koniunktura mi pozwala.

Oglądając te stary filmy z Twojego kanału widzę, że miałeś ciekawy pomysł na przedstawienie wędkarstwa. Mało tego - Twoje filmy miały scenariusz, miały humor. Nie uważasz, że pomysł na siebie to coś, czego wędkarskim filmowcom brakuje?
Faktycznie z tymi pomysłami na filmy wędkarskie na razie jest słabo. Starzy wyjadacze jak na razie dobrze sobie radzą, ale każdemu nowemu wędkarzowi – youtuberowi będzie coraz trudniej. Ostatnio jedynym „powiewem świeżości” jest kanał Wędkarski CHALLENGE  . Trochę się dziwie, bo pomysły leżą na ulicy, a raczej na YT. Można z nich czerpać garściami. Mam wrażenie, że większość wędkarzy – filmowców po prostu boi się wyjść poza schemat, a to błąd. Filmem trzeba się bawić i eksperymentować. Nawet jak coś nie wyjdzie to tu nikt nikomu głowy nie urwie.



Masz jakiś wzór wędkarza-filmowca, którego produkcje były i są Twoim wyznacznikiem, jakości? Wiesz, zdarzają się nawet dziś na YT wędkarze, którzy twierdzą, że inspiruje ich John Wilson…
Nie. Nawet, jeśli inspiruję się czyjąś twórczością to nie ma ona nic wspólnego z wędkarstwem.

Kolejnym etapem Twojej wędkarskiej kariery był udział w unikalnym jak na tamte czasy projekcie, czyli portalu Wedkarstwo TV. Patrząc na ten portal z perspektywy tego, co dziś dzieje się wokół Hooka TV (Hooka Tv - czy warto?) wydaje mi się, że do sukcesu zabrakło Wam chyba tylko konkretnego inwestora…
To były piękne czasy. Wędkarstwo TV miało być na początku rozwinięciem mojego prywatnego kanału YT (wtedy kanał nazywał się kowson77). Z pomysłem przyszedłem do Jarka Wysockiego. Wtedy pracowaliśmy razem w branży niezwiązanej z wędkarstwem. Jarek zaproponował, aby nie ograniczać się do YT i zbudować na otoczce filmów cały portal społecznościowy. Tak właśnie powstało Wedkarstwotv.pl. Niestety na taką inicjatywę było chyba wtedy za wcześnie. Nie znaliśmy środowiska wędkarskiego ani panujących w nim realiów. Realizacja filmów pochłaniała sporo kasy, a firmy wędkarskie nie były zainteresowane inwestowaniem pieniędzy w projekt stworzony przez ludzi znikąd. Podsumowując - nie był to stracony czas. Sporo się przy tym nauczyliśmy. Jarek poszedł do szkoły filmowej i został zatrudniony przez WMH (obecnie jest operatorem Crazy Fishermenów). Ja zacząłem już wtedy pisać do „Wiadomości Wędkarskich” , poszedłem do szkoły filmowej, zostałem redaktorem portalu wedkuje.pl a następnie zatrudniły mnie na stałe „Wiadomości Wędkarskie”. Największą wartością są wspaniali ludzie, których w tamtym okresie poznałem. Z częścią z nich do dzisiaj utrzymuje kontakt i mam wśród nich kilku przyjaciół na całe życie.



Działałeś w czasach początku polskiego wędkarskiego YT, współtworzyłeś filmy na portal „filmowy”, a od w sumie niedawna zostałeś jednym z redaktorów odświeżonych „Wiadomości Wędkarskich”. Wiesz, związkowy miesięcznik jest postrzegany nie zawsze pozytywnie. Nie obawiałeś się tego, że Twoja praca w „WW” zostanie odebrana negatywnie?
Trochę się obawiałem. Uważałem jednak i do dzisiaj uważam, że związkowe struktury należy zmieniać od środka, tak jak wspólną pracą udało nam się zmienić „WW”.  Stać z boku i krytykować jest najłatwiej, ale nic z tego nie wynika.

Nie jestem wielkim fanem PZW, ale doceniam to, że w zmianę pokoleniową „WW” włożyliście wraz z ekipą masę pracy, zmieniając magazyn tkwiący mentalnie w odległej przeszłości w nowoczesne pismo. Z której zmiany w „WW” jesteś zadowolony najbardziej?
Ciężko mi powiedzieć. Czasami zastanawiam się, czy te zmiany na pewno poszły w dobrą stronę. Bardzo cieszę się, że” WW” odbierane jest, jako nowoczesne pismo. Wydaje mi się jednak, że pokazujemy trochę zbyt wyidealizowaną rzeczywistość, czyli takie wędkarstwo, jakie sami chcielibyśmy widzieć, a nie takie, jakim jest. Najbardziej widać to w rubryce „Rekordy na plan” którą się zajmuję. Z jednej strony wiele osób chwali zmianę, czyli niepokazywanie zdjęć ryb na tle łazienkowych i kuchennych glazur.  Z drugiej strony tak właśnie wygląda wędkarstwo w Polsce, czy tego chcemy czy nie. Zresztą oprócz kwestii wizerunkowej to nic nie daje. Część wędkarzy zgłaszających okazy szybko nauczyła się, że do publikacji idą tylko zdjęcia ryb zrobionych na tle wody i wysyłają następujące komplety fotek: ryba na tle wody + ta sama ryba mierzona i ważona w kuchni lub łazience. Wychodzi na to, że wpłynęliśmy tylko i wyłącznie na wędkarskie poczucie estetyki. Część okazów tak jak była, tak jest nadal „beretowana”.



Ostatnio bardzo dużo mówi się o tym, że wędkarski YT zajmie miejsce (TOP 10 polskich kanałów wędkarskich), jakie do tej pory miała branżowa prasa, czyli medium, które było dla wielu wędkarzy podstawowym źródłem informacji. Uważasz, że wędkarski YT ma szansę w naszym kraju rozwinąć się do naprawdę profesjonalnego rynku?
YT jest całkowicie innym od wędkarskich miesięczników, bardzo specyficznym nośnikiem informacji. Oczywiście, za jakiś czas zmieni się w profesjonalny rynek, ale będzie to rynek bardziej rozrywkowy, niż informacyjny. YT nie wyprze ani nie zajmie miejsca tradycyjnej prasy. Od dawna czytam, co miesiąc wszystkie tytuły, które pokazują się na naszym rynku. Zawsze mam szansę dowiedzieć się lub nauczyć czegoś nowego. Na YT, jeśli chodzi o wędkarstwo tworzą setki twórców i cały czas dochodzą nowi. Zanim na YT młody człowiek dokopie się do wartościowych treści, których i tak jest niewiele, zdąży posiwieć. Zobacz na kanał Radka Włodarczaka. Radek jest dla mnie jednym z najlepszych wędkarzy, którzy publikują na YT, ale oglądalność ma niestety minimalną. Jest za mało „wystrzałowy”. Na YT nie jest tak do końca ważne, czy twórca filmów potrafi łowić ryby i czy ma coś wartościowego do przekazania. Tam liczy się właśnie pomysł na siebie i sposób zaprezentowania tego pomysłu, czyli głównie czysta rozrywka. Chcesz mieć dużą oglądalność? Zacznij robić wędkarskie pranki. Prosta sprawa. Czy będzie miało to jakąkolwiek wartość merytoryczną? Żadnej. Każdy młody wędkarz, który będzie chciał bardziej rozwijać się w wędkarstwie po obejrzeniu tego, co prezentuje sobą YT, sięgnie w końcu po specjalistyczną prasę i książki oraz zacznie brać udział w zawodach wędkarskich.

Ok. Skoro pojawiły się już tematy YT, „WW” to czas na rodzynek, na który wszyscy czekają, czyli kilka słów o „Wędkarskiej Korbie”. Powiedz mi proszę, gdy startowaliście z Majkim spodziewałeś się takiego sukcesu?
Nieskromnie powiem, że jakbym się nie spodziewał sukcesu to bym się za to nie brał. Na początku program miał mieć tytuł „Wędkarstwo od kuchni” i miałem go robić sam. Z drugiej strony cały czas chodziła mi po głowie formuła programu „Lekko stronniczy” - dwie gadające głowy i rozrywkowa formuła programu. Wystarczyło użyć gotowego pomysłu i osadzić go w wędkarskich realiach.  Wykombinowałem, że znajdę dwóch prowadzących, a sam zajmę się realizacją. Niestety, nie mogłem znaleźć nawet jednego prowadzącego. Pomysł, aby porady wędkarskie okrasić nutką surrealizmu i satyry wydawał się chyba wszystkim zbyt przerażający. Jedyną osobą, która po wysłuchaniu mojego pomysłu natychmiast się zgodziła na udział w programie był Michał Pindelski znany wszystkim, jako Majki. Drugiego prowadzącego nie znalazłem. Nawet się z tego teraz cieszę, bo dzięki temu oswoiłem się trochę z kamerą, której wcześniej śmiertelnie się bałem, jeśli nie stałem z jej drugiej strony. Obecnie nie wyobrażam sobie kręcenia „Wędkarskiej Korby” bez Majkiego. Drugiego tak pozytywnego oszołoma z takimi pomysłami w środowisku wędkarskim po prostu nie ma. O Michała wędkarskim zacięciu, wiedzy, znajomości sprzętu wędkarskiego i profesjonalizmie  chyba nie muszę mówić, bo o tym świadczą jego wędkarskie wyniki.



Wbiliście się w rynek przebojem, tworzycie ciekawe, niebanalne materiały, sporo w tym humoru, luzu, ale brakuje mi w Waszym „programie” miejsca na publicystykę. Nie uważasz, że „Korba” to świetne miejsce by pokazać np. to jak działają najlepsze w Polsce okręgi PZW?
Niektórych rzeczy nie chciałbym wprowadzać do „Wędkarskiej Korby”. Byłoby za poważnie. Świetnym miejscem na publicystykę jest za to kanał „Wiadomości Wędkarskich”, na którym „Korba” jest publikowana. Jeśli Okręgi PZW byłyby zainteresowane to zapraszam do współpracy.

Pogadajmy o rybach. W końcu to jest temat, który tak naprawdę nas interesuje. Powiedz proszę czytelnikom, zdradź nam sekret, co trzeba zrobić, by łowić tak kapitalne ryby jak Ty?
Trzeba jak najszybciej odejść od założenia, że łowienie ryb to kwestia szczęścia.



Dużo wędkarskiego czasu spędzasz nad Wisłą, łowisz bolenie, sandacze. Czy Twoim zdaniem są to ryby trudne do złowienia? Masz jakiejś wędkarskie triki i sekrety, które pozwalają Ci łowić ryby w każdych warunkach?
Wisła jest bardzo chimerycznym łowiskiem. Potrafi odpłacić za cierpliwość pięknymi rybami i za to ją kocham, ale za jej fochy momentami potrafię ją z całego serca znienawidzić. Na bolenie dobry jest maj i czerwiec. Potem uaktywniają się dopiero we wrześniu. Sandacze żerują przez moment w czerwcu i zawsze świetny jest krótki okres w listopadzie. Jeśli wędkarz jest wtedy nad wodą - pięknie połowi. Łowienie w pozostałych miesiącach to loteria. Mówienie o łowieniu tych ryb w każdych warunkach byłoby czczymi przechwałkami.

Jesteś wędkarzem, który z racji zaangażowania w „WW” ma okazję łowić w wielu miejscach. Czy w naszym kraju mamy dziś wody, które niczym nie odbiegają od tak wychwalanych łowisk z „zagranicy”?
Jest ich stosunkowo niewiele, ale są takie łowiska. Są to zazwyczaj łowiska okresowe, w których populacje ryb z różnych względów odtwarzają się. Cały problem polega na tym, aby nad nie dotrzeć zanim ukażą się o nich artykuły w gazetach i wzmianki w internecie. Wtedy jest już „po ptakach” i okresowe perełki zmieniają się z powrotem w przeciętne wody. Największym problemem jest to, że bardzo dobrych łowisk jest w naszym kraju mało i presja wędkarska nie ma się jak na nich rozkładać.



W ostatnich latach wędkarstwo w Polsce zmienia się właściwie nie do poznania. Staje się kolorowe, nowoczesne. Jak oceniasz to, co widzisz na wodą, na co dzień? Czy rzeczywiście to nasze wędkowanie to dziś bardziej pasja niż sposób na zapełnienie lodówki?
Jak na razie te nasze nowoczesne i sportowe wędkarstwo to bardziej internetowa fikcja niż rzeczywistość. Stworzyliśmy sobie wszyscy razem wirtualny azyl na Facebooku. Wędkarze, którzy nad wodą są bardzo rzadko, ale za to obserwują to, co prezentują, co bardziej popularni wędkarze w internecie mogą odnieść wrażenie, że wędkarstwo w Polsce jest na najwyższym kulturowo poziomie.  To tylko iluzja. Wyjazd nad wodę bardzo szybko sprowadza człowieka na ziemię. Nad brzegami jak zawsze zalegają zwałki wędkarskich śmieci, wędkarze walą w łeb wszystko, co popadnie i nagminnie łamią regulamin. Wędkarze, którzy traktują to hobby, jako coś więcej, niż tylko sposób na zapchanie lodówek, są cały czas w przytłaczającej mniejszości.

Ostatnie pytanie niech budzi kontrowersje i sieje ferment – zabierasz czasem ryby „na patelnię”?
Oczywiście, że tak. Odkąd urodził mi się syn zacząłem z powrotem od czasu do czasu zabierać znad wody sandacza albo kilka okoni i nikt mi nie wytłumaczy, że powinienem te ryby kupić w sklepie i wydłubywać z lodowej bryły. Gdybym jednak zabierał wszystkie ryby, które łowię, to nie byłbym wtedy wędkarzem tylko „przetwórnią rybną”. Kiedyś rozmawiałem o naszych rodzimych problemach wędkarskich z zawodnikiem Piotrem Stiopą Biernatowskim. Powiedział mi, że według niego i paru innych wędkarskich zawodników, łowiska powinny być podzielone na wody typu „No kill” i wody, z których ryby można zabierać. Również uważam, że byłoby to świetne rozwiązanie zadowalające obie strony. Niestety, zwolenników wypuszczania ryb mimo tego, że są bardziej widoczni w Internecie, jest ciągle za mało, aby mogli wprowadzać takie rozwiązania na większą skalę. Wyobraźcie sobie. Gdyby nad Zalewem Zegrzyńskim po usunięciu rybaków wprowadzić zakaz zabierania ryb, w ciągu kilku lat mielibyśmy najlepsze łowisko z białorybem i drapieżnikami w Europie. Wyobraź sobie również, jaki byłby w takiej sytuacji wrzask wędkarzy, którzy do tej pory siedzą cicho, bo ich żadne zmiany nie interesują.



Dzięki za poświęcony czas i połamania kija!
Kanał Wędkarska Korba - >> ZOBACZ <<

Kanał Sebastiana  -  >>sprawdź<<

Komentarze

  1. Świetny artykuł na temat sportowego wędkarstwa

    OdpowiedzUsuń
  2. Interesuje się wędkarstwem od jakiegoś czasu. Do tej pory myślałem, że łowienie ryb w dużej mierze zależy od szczęścia, dlatego nie patrzyłem na to zajęcie, jak na dyscyplinę sportową.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Połamanie Kija