Święte krowy, hieny i celebryci, czyli rzecz o wędkarzach XXI-wieku…
Prezentację tego swoistego bestiariusza zacznijmy od końca,
ale jednocześnie będzie to też postać najbardziej wyrazista, czyli celebryta
(innymi słowy człowiek, który najlepiej czuje się w błysku fleszy).
Wędkarskich
celebrytów z prawdziwego zdarzenia mamy w Polsce ledwie kilku, ale Ci, którzy
już błyszczą dostarczają mi często tyle zabawnej treści, że trudno przejść nad
tym do porządku dziennego. Celebryta działa aktywnie w branży, zarabia na
wędkarstwie, żyje z tego, dlatego też każdy element jego wędkarskiego życia
jest eksponowany w mediach społecznościowych – zakup nowej żyłki, agrafki czy
nawet woderów lub złowienie 25cm okonia urasta do rangi wydarzenia. Trochę to
zabawne, ale nieszkodliwe. Panowie, czasem umiar daje lepsze efekty niż
rozpasanie! Celem celebryty jest oczywiście jak największa popularność, ale
celem ukrytym, którego nie widać na pierwszy rzut oka jest sprzedaż. Celebryci
promują i sprzedają, świadomie lub nie, stając się potężnym narzędziem
marketingowym, które właściwie nie ma sobie równych. Naszpikowane elektroniką
łodzie, kolorowe ciuszki, super okulary za kilka stówek to wszystko robi,
szczególnie na młodych wędkarzach duże wrażenie. Kolorowy anturaż z pierwszego
planu często przysłania nie mniej ważne tło. Celebryta buduje swój wizerunek i
popularność po to by stać się jeszcze bardziej atrakcyjnym dla marki nośnikiem
treści reklamowych. Wśród naszych wędkarskich celebrytów trudno wskazać ludzi,
którzy robiliby szkodliwą robotę gdyż zazwyczaj są to wędkarze, którzy do
obecnej pozycji dochodzili przez lata. I nawet, jeśli zdarzy się komuś film z
fajnymi sandaczami nakręcony na zbiorniku gdzie panuje od lat zakaz łowienia z
łodzi, lub krępująca dla samego celebryty reklama wędkarskich ubezpieczeń to
nie mam z tym większego problemu. To, co mnie wkurza to młodzi wędkarze, którzy
stawiają pierwsze kroki w sieciowej aktywności, zakładają kanały na YT, czy
wędkarskie fanpage na FB. Tutaj mamy masę przykładów skrajnej wręcz głupoty i
niczym nieuzasadnionego przeświadczenia, że komukolwiek potrzebny jest kolejny
„team” z Koziej Wólki i porady „eksperta”, który w wędkarstwie stawia dopiero
pierwsze kroki, ale nadyma się przy tym jak paw… no ku**a nie jest! Naprawdę
uwierzcie mi, że zanim pójdziecie ze swoim przekazem w świat warto jest
popracować nad wiedzą i doświadczeniem. By zostać wędkarskim celebrytą trzeba
mieć osiągnięcia albo dobre kontakty z branżą, sam zapał i chęci nie wystarczą.
Święte krowy. Jest taki gatunek strasznie aktywnych w
internecie wędkarzy, którzy zapomnieli już jak wygląda woda, ale mają jedyne
słuszne zdanie na każdy temat. Obojętnie czy jest to temat sprzętu czy C&R
nie macie szans w walce na argumenty. Dlaczego? Otóż święta krowa nie ma
argumentów poza własnym zdaniem, o którego prawdziwości jest przekonana.
Indywiduum to poznacie po w większości strasznie bzdurnych tezach, które głosi
z płomienną żarliwością. Niech za przykład posłużą Wam dwa internetowe awatary:
jeden z nich jest samozwańczym mistrzem łowienia na „ultralajty”, który zakłada
konta na wszystkich możliwych forach i na każdym z nich opowiada te same
frazesy, poucza, mądrzy się… tyle, że nikt, nigdy nie widział by złowił
jakąkolwiek rybę; drugi nie mniej śmieszny awatar to pan karpiarz, który zawsze
wie lepiej, o wszystkim ma lepsze zdanie, łowiąc karpie chce nawet pouczać
spinningistów. Czujecie? Na pewno spotkaliście się z tego typu postawami i na
pewno bez nich życie wędkarza, który sieć traktuje, jako dodatek do hobby
byłoby łatwiejsze, pozbawione obowiązkowego filtrowania bzdur, których święte
krowy dostarczają nam niesamowite ilości. Święte krowy nie znoszą też krytyki,
mało tego, nie mają nawet pojęcia o tym, czym w istocie jest dyskusja, ale czy
można dyskutować ze świętością? Święte
krowy mają jeszcze kilka podgatunków, które sprawiają, że indywiduum to jest
wyjątkowo uciążliwe. Jednym z nich jest istota odporna na wiedzę. Twór taki
charakteryzuje się zadawaniem dziesiątek bezdennie głupich pytań. W samym
pytaniu nie ma oczywiście niczego złego, ale jeśli zanim zapytamy nie zadamy
sobie nawet odrobiny trudu by zdobyć potrzebne nam informacje, to jest to
trochę słabe, ale cóż w końcu to święta krowa, więc myśleć nie musi.
Ostatnim, ale za to bardzo niebezpiecznym wytworem
wędkarskiej internetowej rzeczywistości jest hiena. Stwór ten z reguły nie ma własnego zdania, a
uaktywnia się tylko wtedy, gdy nadarza się okazja by kogoś opluć lub ugryźć. Zazwyczaj
odbywa się to w taki sposób, że wędkarz publikuje zdjęcie… najlepiej
dwuznaczne. Na przykład leszcz na leżący na piasku. Na początku pojawią się
hieny niezbyt głodne, które rzucają pytania typu „kolego, gdzie mata?”, po tych
przybywają te, które dawno nie żarły i zaczyna się jazda bez trzymanki, oskarżenia,
pomówienia, wyzwiska… do tego dołączają kolejne głodne hieny, których jednym
sensem życia jest to by komuś dokopać. Bo, przecież nasza hiena nie zwraca uwagi,
gdy zauważy, że ktoś nad wodą zabiera rybę niewymiarową. Co to, to nie. Wtedy
osobnik ten siedzi cicho z podkulonym ogonem i z całego serca pragnie zniknąć,
stać się niewidzialnym. Co innego w sieci! Tu hieny folgują sobie bez żadnych
hamulców. Naprawdę czasami szkoda mi wędkarzy, którzy być może nie mają
wielkiego pojęcia o C&R i innych modnych hasłach, a po prostu chcą się
pochwalić rybą. Nikt im nie wytłumaczy, że nie powinno się postępować w taki
czy inny sposób. Zamiast rozmowy dostaną w twarz żółcią, od której zwyczajnie
po ludzku robi się nie dobrze. Wstydźcie się hieny. Zamiast szczekać i pluć
wybierzcie się czasem nad wodę, wędkarstwo bardzo ładnie rozładowuje negatywne
emocje.
Internet to dziwnie narzędzie. Z jednej strony daje nam
niemal nieograniczone możliwości wymiany i zdobywania informacji, z drugiej ciągle
naraża na niebezpieczeństwo lub zbędne nerwy. Tak naprawdę to życzę Wam tego by
zamiast czytać to, co fundują Wam hieny, celebryci i święte krowy coraz więcej poranków
budziło Was szumem rzeki. By zamiast pocić się przed ekranem komputera przemoczył
Was do suchej nitki letni deszcz…
Naprawdę idźmy na ryby i odpuśćmy sobie ten internetowy
bajzel.
Połamania!
Genialne nic dodać nic ująć !
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńMały ruch na stronie i w komentarzach a pisane fajnie i z dystansem. Czekamy na więcej...
OdpowiedzUsuń