Święte krowy, hieny i celebryci, czyli rzecz o wędkarzach XXI-wieku…


 Zastanawialiście się kiedyś, jaka jest obecnie najpopularniejsza aktywność wędkarska? Łowienie na „metodę”? Sumowy trolling? A może łowienie białorybu na tak zwane micro jigi? Nic bardziej mylnego. W roku 2017 najpopularniejsze, najbardziej rozpowszechnione, najczęstsze, wędkarskie aktywności objawiają się nie nad wodą a w… internecie. Dobrze widzicie. Tak dziś wygląda nasz mały wędkarski światek. Życie w nim nie toczy się o wschodzie słońca nad brzegiem skąpanej w letniej mgle rzeczki a przed ekranem komputera. Tu toczą się ciągłe walki, rodzą się i upadają w pył wędkarskie kariery. Zapraszam Was na mały przewodnik po internetowej menażerii wędkarskiej, której poznanie może Wam zaoszczędzić kilku niemiłych chwil.






Prezentację tego swoistego bestiariusza zacznijmy od końca, ale jednocześnie będzie to też postać najbardziej wyrazista, czyli celebryta (innymi słowy człowiek, który najlepiej czuje się w błysku fleszy). 


Wędkarskich celebrytów z prawdziwego zdarzenia mamy w Polsce ledwie kilku, ale Ci, którzy już błyszczą dostarczają mi często tyle zabawnej treści, że trudno przejść nad tym do porządku dziennego. Celebryta działa aktywnie w branży, zarabia na wędkarstwie, żyje z tego, dlatego też każdy element jego wędkarskiego życia jest eksponowany w mediach społecznościowych – zakup nowej żyłki, agrafki czy nawet woderów lub złowienie 25cm okonia urasta do rangi wydarzenia. Trochę to zabawne, ale nieszkodliwe. Panowie, czasem umiar daje lepsze efekty niż rozpasanie! Celem celebryty jest oczywiście jak największa popularność, ale celem ukrytym, którego nie widać na pierwszy rzut oka jest sprzedaż. Celebryci promują i sprzedają, świadomie lub nie, stając się potężnym narzędziem marketingowym, które właściwie nie ma sobie równych. Naszpikowane elektroniką łodzie, kolorowe ciuszki, super okulary za kilka stówek to wszystko robi, szczególnie na młodych wędkarzach duże wrażenie. Kolorowy anturaż z pierwszego planu często przysłania nie mniej ważne tło. Celebryta buduje swój wizerunek i popularność po to by stać się jeszcze bardziej atrakcyjnym dla marki nośnikiem treści reklamowych. Wśród naszych wędkarskich celebrytów trudno wskazać ludzi, którzy robiliby szkodliwą robotę gdyż zazwyczaj są to wędkarze, którzy do obecnej pozycji dochodzili przez lata. I nawet, jeśli zdarzy się komuś film z fajnymi sandaczami nakręcony na zbiorniku gdzie panuje od lat zakaz łowienia z łodzi, lub krępująca dla samego celebryty reklama wędkarskich ubezpieczeń to nie mam z tym większego problemu. To, co mnie wkurza to młodzi wędkarze, którzy stawiają pierwsze kroki w sieciowej aktywności, zakładają kanały na YT, czy wędkarskie fanpage na FB. Tutaj mamy masę przykładów skrajnej wręcz głupoty i niczym nieuzasadnionego przeświadczenia, że komukolwiek potrzebny jest kolejny „team” z Koziej Wólki i porady „eksperta”, który w wędkarstwie stawia dopiero pierwsze kroki, ale nadyma się przy tym jak paw… no ku**a nie jest! Naprawdę uwierzcie mi, że zanim pójdziecie ze swoim przekazem w świat warto jest popracować nad wiedzą i doświadczeniem. By zostać wędkarskim celebrytą trzeba mieć osiągnięcia albo dobre kontakty z branżą, sam zapał i chęci nie wystarczą.



Święte krowy. Jest taki gatunek strasznie aktywnych w internecie wędkarzy, którzy zapomnieli już jak wygląda woda, ale mają jedyne słuszne zdanie na każdy temat. Obojętnie czy jest to temat sprzętu czy C&R nie macie szans w walce na argumenty. Dlaczego? Otóż święta krowa nie ma argumentów poza własnym zdaniem, o którego prawdziwości jest przekonana. Indywiduum to poznacie po w większości strasznie bzdurnych tezach, które głosi z płomienną żarliwością. Niech za przykład posłużą Wam dwa internetowe awatary: jeden z nich jest samozwańczym mistrzem łowienia na „ultralajty”, który zakłada konta na wszystkich możliwych forach i na każdym z nich opowiada te same frazesy, poucza, mądrzy się… tyle, że nikt, nigdy nie widział by złowił jakąkolwiek rybę; drugi nie mniej śmieszny awatar to pan karpiarz, który zawsze wie lepiej, o wszystkim ma lepsze zdanie, łowiąc karpie chce nawet pouczać spinningistów. Czujecie? Na pewno spotkaliście się z tego typu postawami i na pewno bez nich życie wędkarza, który sieć traktuje, jako dodatek do hobby byłoby łatwiejsze, pozbawione obowiązkowego filtrowania bzdur, których święte krowy dostarczają nam niesamowite ilości. Święte krowy nie znoszą też krytyki, mało tego, nie mają nawet pojęcia o tym, czym w istocie jest dyskusja, ale czy można dyskutować ze świętością?  Święte krowy mają jeszcze kilka podgatunków, które sprawiają, że indywiduum to jest wyjątkowo uciążliwe. Jednym z nich jest istota odporna na wiedzę. Twór taki charakteryzuje się zadawaniem dziesiątek bezdennie głupich pytań. W samym pytaniu nie ma oczywiście niczego złego, ale jeśli zanim zapytamy nie zadamy sobie nawet odrobiny trudu by zdobyć potrzebne nam informacje, to jest to trochę słabe, ale cóż w końcu to święta krowa, więc myśleć nie musi.



Ostatnim, ale za to bardzo niebezpiecznym wytworem wędkarskiej internetowej rzeczywistości jest hiena.  Stwór ten z reguły nie ma własnego zdania, a uaktywnia się tylko wtedy, gdy nadarza się okazja by kogoś opluć lub ugryźć. Zazwyczaj odbywa się to w taki sposób, że wędkarz publikuje zdjęcie… najlepiej dwuznaczne. Na przykład leszcz na leżący na piasku. Na początku pojawią się hieny niezbyt głodne, które rzucają pytania typu „kolego, gdzie mata?”, po tych przybywają te, które dawno nie żarły i zaczyna się jazda bez trzymanki, oskarżenia, pomówienia, wyzwiska… do tego dołączają kolejne głodne hieny, których jednym sensem życia jest to by komuś dokopać. Bo, przecież nasza hiena nie zwraca uwagi, gdy zauważy, że ktoś nad wodą zabiera rybę niewymiarową. Co to, to nie. Wtedy osobnik ten siedzi cicho z podkulonym ogonem i z całego serca pragnie zniknąć, stać się niewidzialnym. Co innego w sieci! Tu hieny folgują sobie bez żadnych hamulców. Naprawdę czasami szkoda mi wędkarzy, którzy być może nie mają wielkiego pojęcia o C&R i innych modnych hasłach, a po prostu chcą się pochwalić rybą. Nikt im nie wytłumaczy, że nie powinno się postępować w taki czy inny sposób. Zamiast rozmowy dostaną w twarz żółcią, od której zwyczajnie po ludzku robi się nie dobrze. Wstydźcie się hieny. Zamiast szczekać i pluć wybierzcie się czasem nad wodę, wędkarstwo bardzo ładnie rozładowuje negatywne emocje.

Internet to dziwnie narzędzie. Z jednej strony daje nam niemal nieograniczone możliwości wymiany i zdobywania informacji, z drugiej ciągle naraża na niebezpieczeństwo lub zbędne nerwy. Tak naprawdę to życzę Wam tego by zamiast czytać to, co fundują Wam hieny, celebryci i święte krowy coraz więcej poranków budziło Was szumem rzeki. By zamiast pocić się przed ekranem komputera przemoczył Was do suchej nitki letni deszcz…

Naprawdę idźmy na ryby i odpuśćmy sobie ten internetowy bajzel.

Połamania!








Komentarze

Prześlij komentarz

Copyright © Połamanie Kija