Sposób na parkowe okonie – czyli dwa słowa o tym jak odkryłem street fishing.

Na początek pytanie – co możemy spotkać w miejskim parku?  Spacerowiczów? Wagarowiczów? A może drobnych pijaczków uparcie okupujących co bardziej zakrzaczone rejony?
Otóż nie, w miejskich parkach bardzo często spotkamy mniejsze lub większe stawy, glinianki czy „kacze dołki” a w nich … okonie. Chyba każdy z nas widuje czasem wędkarzy, którzy ze spławikówkami okupują brzegi takich zbiorników, zapewniam Was, że warto jest czasem zamienić z takim autochtonem parę słów i dowiedzieć się dzięki temu co w tej niepozornej wodzie pływa.



Moja pasja do eksploracji warszawskich parków i poszukiwania w nich okoni narodziła się z przypadku i braku czasu. Otóż po zmianie pracy i przeprowadzce możliwości spontanicznego wypadu po pracy nad ukochaną Wisłę skurczyły się prawie do zera. Dlatego też zainteresowałem się położonymi niemal pod samym nosem kałużami, których kilka znajduje się w zielonej warszawskiej dzielnicy Włochy. Z czasem zacząłem poświęcać na takie łowienie coraz więcej czasu i dziś zdarza mi się świadomie wybierać miejskie łowisko zamiast wyprawy w dzikie ostępy. Takie łowienie ma swój urok, ale co najważniejsze są też ryby, które moim zdaniem cieszą jak w żadnym innym miejscu.





Wiadomo, że nie sprzęt czyni wędkarza, ale niejako na początek wspomnę w dwóch słowach o tym w jaki kaliber zbroję się na parkowe łowy. Mój ekwipunek do zestaw lekki, a może nawet ultralekki, kij 2,2m do 8gr (wymiennie z patykiem 2,13m do 10gr), lekki kołowrotek i plecionka 4-6lb z metrowym przyponem z flourocarbonu 0,16. Dopełnieniem uzbrojenia jest kilka pudełek z przynętami, w których 90% stanowią gumy wielkości 3-7cm. Przynęt zabieram nad wodę naprawdę dużo, ale jest to podyktowane moim podejściem do parkowych wód, o czym za chwilę.





Okonie to ryby wszędobylskie dlatego też pierwszym krokiem do tego by odnieść wędkarski sukces na niepozornym miejskim łowisku jest… wiara. Musimy uwierzyć w to, że naszym zbiorniku są ryby. Czasem nie będzie to łatwe, ale przekonanie te sprawi, że będziemy mieć energię do tego by odkryć tajemnice jakie skrywa woda. Szukając okoni w parkowych stawach staram się podchodzić do tematu nieszablonowo. Obserwuję innych wędkarzy i początkowo nad daną wodą postępuję inaczej niż wszyscy. Wybieram miejsca relatywnie głębokie co czasem może oznaczać dołek o głębokości 1,5m oraz te technicznie trudne. Jeśli uda mi się wcisnąć pod na pół leżącą na wodzie wierzbę i oddać parę rzutów (tu się przydają krótkie kije!)  to często okazuje się, że spod gałęzi drzewa skoczy do przynęty okoń. Nie odpuszczam żadnego miejsca. Obławiam bardzo uważnie każdą przerwę w zielsku nawet jeśli miejsca jest tylko tyle by wykonać jeden skok leciutko obciążoną gumką. Łowienie w parkowych stawach to trochę takie pstrągowanie dlatego też podejście do ryb musi być podobne jak podczas tropienia kropków w potokach. Cisza, spokój, precyzja i wiara w sukces.  




Do parkowych ryb trzeba mieć cierpliwość i zacięcie. Bez tego udane polowanie będzie tylko dziełem przypadku. Do miejsc tych trzeba poczuć swoisty zew, który sprawi, że uwierzymy. W moim wypadku było to zdarzenie, które sprawia, że wspomniane warszawskie kałuże odwiedzam chętnie po dziś dzień. Testując nowy kij w polaroidach zobaczyłem, że moją przynętę odprowadza okoń. Co tam okoń! Garbus! Prawdę mówiąc widząc tą rybę nogi się pode mną ugięły. Oczywiście stary, doświadczony okoń (na oko 40+) nie skusił się na sztuczny wabik i spokojnie odpłynął w dołek pod korzeniami rosnącego w wodzie drzewa. To zdarzenie było dla mnie swoistym przełamaniem dzięki, któremu uwierzyłem w potencjał ultra kameralnych łowisk. Przełożyło się to na całkiem przyzwoite wyniki czyli okonie 30+. Wiem, że nie brzmi to jakoś porażająco, ale łowiąc na wodzie o powierzchni 2ha kilkanaście takich okoni w sezonie możecie poczuć się jako odkrywca i zwycięzca zarazem.





Wyżej pisałem, że wybieram się na parkowe łowy lekko uzbrojony, ale absolutnie nie dotyczy to przynęt. W tej kwestii lubię pozwolić sobie na rozmach, który pozwala mi trafić w aktualne gusta ryb, a mam wrażenie, że na tak trudnych i poddanych wielkiej presji wodach okoniowe gusta zmieniają się jeszcze częściej niż na zbiornikach zasobnych w ryby. Najczęściej łowię na wszelkie imitacje narybku w stylu Keitech Easy Shinner, przynęty robakopodobne takiej jak Keitech Swing Impact i pokrewne oraz różnego rodzaju twistery i rippery wielkości 2-7cm. Moim zdaniem oprócz samej przynęty kluczem do sukcesu jest sposób jej prezentacji i uzbrojenia. Dlatego też w parkowych łowach bardzo często kombinuję. Zamiast zwykłych okrągłych główek jigowych wykorzystuję spowalniające opad trójkątne główki Fin-Jig Pheonixa, sięgam również po czeburaszki, drop-shota i obowiązkowo zabieram nad wodę zestaw atraktorów zapachowych, które jesienią znacznie podnoszą skuteczność łowienia. Co do samej techniki to powiem tylko jedno KOMBINUJCIE. Okonie nie lubią stagnacji dlatego też cały czas należy wykorzystywać wszelkie możliwe wariacje na temat opadu, łowienia w toni. Jednak z moich doświadczeń wynika, że jedna rzecz w parkowych zbiornikach jest stała- niezwykle delikatne brania. Sytuacje gdy w nadgarstku poczujemy konkretny pstryk należą do ekstremalnej rzadkości. Najczęściej brania wychwytuję dokładnie obserwując plecionkę i zacinając każdy jej nienaturalny ruch. Pamiętajcie, że okoń to nie sandacz i zacięcie nie może być zbyt mocne gdyż tylko wyrwiemy garbatemu przynętę z pyska.



Łowienie okoni z niewielkich wodach daje masę satysfakcji. Właściwie każda ryba to wędkarski sukces i tego Wam właśnie życzę, luzu i radości z naszej pięknej pasji, a jeśli mój tekst choć trochę przekonał Was do tego by spróbować poszukać ryb w pobliskim parku … to cóż jest mi niezmiernie miło. Na zakończenie mam do Was jedną małą prośbę - wypuszczajcie wszystkie złowione w małych wodach okonie. To dzięki Wam te wody mają szansę żyć. 
Połamania Kija! 
C&R!


Komentarze

  1. Ładne zdjęcia, ciekawy tekst.Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny wpis, ciekawe te trójkątne główki. Też lubię łowić okonie w małych jeziorkach :) Zapraszam do mnie: lubuskie-lowiska.blogspot.com na pewno w przyszłości pojawią się wpisy również o okoniach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trójkątne główki to Pheonix Fin-Jig. Naprawdę polecam bo potrafią zrobić mega robotę. Prznęta na tej główce opada zupełnie inaczej dużo dłużej dzięki czemu można zbroić małą gumkę w dość ciężką główkę i uzyskać delikatny opad.

      Usuń
    2. Na pewno ich poszukam i wypróbuje :)

      Usuń
    3. Uważam że przynęta na trójkątnej główce opada dużo szybciej niż wolniej. A to dzięki bardziej opływowemu kształtowi tej główki ;)

      Usuń
  3. Jest zupelnie odwrotnie trojkatna główka skraca opad. Hydrodynamika !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy jeszcze z jakiego materiału jest wykonana, plus trójkątne główki delikatnie lusterkują przy opadzie co spowalnia ich opad.

      Usuń
  4. Zgadza się, główka trójkątna przyspiesza opad! Co nie zmienia faktu że w niektórych przypadkach jest decydującą. Głównie chodzi o zachowanie przynęty przy podbiciu, splaszczona góra główki sprawia że przynęta wywyja koziołki jak rybka w konwulsjach, pracuje nieregularnie i to świetnie kusi ryby! Polecam też wypróbować jaskółki właśnie na główce trójkątnej, potrafią otworzyć wodę która wydawała się całkowicie martwa. Ale fajny i treściwy materiał! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na przykład do tak popularnych jaskółek jest wręcz niezbędna :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Copyright © Połamanie Kija