PZW – beton to My…
Za oknem zimno, szaro, wielkimi krokami zbliża się
koniec roku i zima. Taki czas skłania do refleksji, dlatego dziś będzie gorzko
i padnie tu kilka niezbyt optymistycznych stwierdzeń pod adres naszego
wędkarskiego światka…ale o kwestiach trudnych też trzeba mówić…
O tym, że w PZW czas na zmiany nikogo
o w miarę zdroworozsądkowym podejściu do świata przekonywać nie trzeba. Związek
(przypominam – wędkarski) włada, bowiem przeważającą ilością wód w Polsce a co
za tym idzie większość z nas jest niejako skazana na uprawianie swojej pasji
właśnie na związkowych wodach. A wody te, jakie są każdy widzi. Brak
dostatecznej ochrony, przemysłowe odłowy sieciowe, brak zmian w regulaminie
chroniących duże ryby cennych gatunków – grzechy największego gospodarza
naszych łowisk można by wymieniać jeszcze bardzo, bardzo długo, a większość z
nich to niestety grzechy ciężkie.
Wybory w ZG PZW, które odbędą się już za niespełna rok
są dla wielu wędkarzy ostatnim bastionem nadziei na to, że nowy zarząd będzie
chciał zmian i rewolucji, której potrzeba mocno już zmurszałym strukturom
związku. Taki stan rzeczy, jaki ma miejsce teraz nie może przecież trwać
wiecznie. Nasze wody nie wytrzymają kolejnych wielu lat intensywnej
działalności namaszczonych przez PZW brygad rybackich, przyroda nie już ma siły
na to by sprostać presji podsycanej przez promięsiarski RAPR… Tyle, że XXXI
zjazd delegatów i wybory do ZG PZW moim zdaniem nic nie zmienią i czeka nas
kolejne kilka lat szarej wędkarskiej rzeczywistości i rosnącej frustracji gdzie
jedyne zmiany na lepsze to te mozolnie wdrażane przez niektóre okręgi (i chwała
im za to!). Zastanawiacie się pewnie, dlaczego uważam, że zjazd delegatów nie
przyniesie żadnych zmian? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta i opiera się na
dwóch faktach.
Pierwszym jest data 17 września 2016r. Otóż
wspomnianego wyżej dnia ZG PZW opublikował kilka ustaw, z których jedna dla
polskiego wędkarstwa może mieć katastrofalne skutki. Oczywiście największe
zainteresowanie w wędkarskim światku wzbudziło podniesienie składki
członkowskiej o kilka złotych. Tyle, że ta zmiana jest bez znaczenia. Przecież
tak naprawdę tych kilku złotych nie odczujemy zasadniczo w portfelu, a nie da
się za nie, nawet w skali kraju, poprawić na przykład stanu rzeczywistej
ochrony naszych zbiorników. To tak naprawdę tylko i wyłącznie temat zastępczy.
Ot, taka „dobra zmiana”, która z polityki wkracza do wędkarskiej rzeczywistości.
Bo przecież zmiany, te rzeczywiste i prawdziwe, są zdecydowanie nie po myśli
dzisiaj jaśnie nam panującego wędkarskiego reżimu. Przecież według propagandy
PZW jest dobrze! Doskonale wręcz! Ryb nie brakuje, a problem polega na tym, że
wędkarze nie potrafią łowić...
Ale do rzeczy. 17-tego września 2016r
ZG PZW uchwalił i opublikował treść nowej ordynacji wyborczej zgodnie, z którą
mają być przeprowadzone wybory w 2017 roku. W dokumencie czytamy:
„Statutowym prawem członka związku
jest czynne i bierne prawo wyborcze. Warunkiem wyboru na funkcję delegata jest
pełnienie funkcji statutowych we władzach lub organach PZW przez okres nie
krótszy niż pięć lat”
Co to oznacza w praktyce tłumaczyć
chyba nie trzeba, ale mimo wszystko pokuszę się o słowo komentarza. Dzięki temu
zapisowi dzisiejsze władze PZW praktycznie zagwarantowały sobie to, że w 2017
roku wśród delegatów na zjeździe wyborczym nie będzie zbyt wielu nowych twarzy…
Zaiste wielki strach musiał zapanować w wysokich władzach związku skoro chęć
obrony ciepłych posadek była tak wielka, że powstał przytoczony zapis. Czyżby
ZG PZW obawiał się, że wędkarze, szeregowi członkowie Związku jednak źle
oceniają pracę „góry”?
Mimo tego, że nowa ordynacja praktycznie zamyka
możliwość zmian kadrowych na szczytach związkowej władzy to przyznam szczerze,
że obserwując nasze środowisko nabieram coraz większej pewności, że w gruncie
rzeczy grupa, której na prawdziwych zmianach zależy jest nieliczna. Może to
zbyt ostro powiedziane, ale jaki inny wniosek wyciągnąć można, gdy patrzy się
na działania niektórych osób, którym zależy tylko i wyłącznie na tym by łowić
dużo i tanio. Smutne jest to, że gdy w Okręgu Mazowieckim PZW po wielu latach
walki wprowadzono wreszcie pierwszą strefę no kill trafiają się koła, którym ta
zmiana nie pasuje, ale to tylko odzwierciedla panujące w wędkarskim światku
zwyczaje oraz mentalność. Efekt działania lobby, którego jedynym celem jest
zdobycie rybiego białka już mamy, w 2017roku zostaje zniesiona strefa No Kill
na Kanale Żerańskim oraz częściowo strefa wrocławska…
Fakt drugi to niestety bardzo gorzkie wnioski z
obserwacji naszego środowiska. Statystyczny wędkarz chce łowić dużo i tanio i
nie interesuje się życiem związku, nie ma czasu ani chęci na to by uczestniczyć
w zebraniach i wyborach na szczeblu koła. Mało tego! W gruncie rzeczy kwestie
takie jak ochrona przyrody, ochrona rybostanu również mają dla pana
Statystycznego niewielkie znaczenie – no może jedyne, co budzi jego
zainteresowanie to coroczne zarybienie karpiem należącej do koła kałuży, po
którym obowiązkowo należy ustawić się z wędką w ręku w kolejce do miejscówki
już pierwszego dnia, gdy łowisko zostanie otwarte po zarybieniu. Wiem, że brzmi
to dość przygnębiająco, ale niestety taka jest smutna prawda, która nas
etycznych wędkarzy stawia na z gruntu przegranej pozycji.
Najbliższe wybory nie przyniosą zmian systemowych,
które w skali kraju mogłoby spowodować prawdziwe pozytywne zmiany. Niestety,
ale z roku na rok nie zmieni się też mentalność ludzi, którzy z prawdziwą
wędkarska pasją mają niewiele wspólnego. To, co nam pozostaje to będąca
udziałem niektórych kół i pojedynczych osób wręcz tytaniczna praca u podstaw.
Zmiany muszą wyjść od nas, od wędkarzy, którzy szanują wodę, wiedzą jak ważne
dla ekosystemu są duże ryby i idą z wędką nad brzeg jeziora nie tylko po zapas
białka… Zachęcam Was mimo wszystko, mimo tego, że dziś ani jutro wielkich zmian
nie będzie do tego by zainteresować się tym, co dzieje się w Waszych rodzimych
kołach, pójść na wybory, zacząć zadawać niewygodne pytania, a może poszukać
kandydatów do lokalnych władz wśród młodych, chętnych temu by rzeczywiście
działać a nie tylko narzekać, że się nie da. Jest źle, ale te zmiany nie staną
się same… ktoś musi zrzucić pierwszy kamień, który ruszy lawinę. Jedno jest
pewne – obecne władze PZW wykazują się w stosunku do nas, szeregowych wędkarzy,
oszałamiającą wręcz pogardą i butą. Jest to, co najmniej przygnębiające.
Niestety, ale słysząc nośne hasło „beton w PZW” trzeba
uderzyć się w pierś i poświęcić chwilę na refleksję. Czy zrobiliśmy cokolwiek
by ten „beton” skruszyć?
Wiemy wszyscy jak jest woda w rzekach płynie a ryby w wodach brak....jest jednak nadzieja i całe szczęście około "AZOTY" z Kędzierzyna Koźla działa pełna parą by wody obfitowały w zdrowy rybostan oraz zaszczepieniu w młodych wedkarzach (czytaj członkach) PZW wiedzy i pasji do wędkowania traktowaniu go jako sport, przyjemnosc, a nie źródło darmowego białka z rzeki.... Są tam również kierowane ciągle wnioski do władz PZW o zmiany w obecnym "USTROJU" bo tak go należy nazywać! Myślę że juz nie długo obecna władza bedzie panować.. Musimy walczyć o swoje, a jest nas coraz wiecej! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń