Komercje – samo zło czy potrzeba czasu? Wędkarskie „burdele” okiem spinningisty.

Czy szczupak z "komercji" walczy inaczej?

Nic tak nie rozpala wędkarskiej braci jak temat łowisk komercyjnych. Oficjalnie większość naszego środowiska wręcz gardzi tego typu wodami. Jednak każdy kto czasem bywa na komercjach wie, że wstęp na dobre łowisko trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem gdyż często brak jest wolnych miejsc. Czy komercje to czyste wędkarskie zło? Burdele? Moim zdaniem jest zupełnie na odwrót. Patologicznie wyrybione wody PZW dają mi pewność, że łowiska komercyjne to przyszłość polskiego wędkarstwa. Dlaczego? Tego dowiecie się z dalszej części tekstu.



Woda bardzo dzika i jednocześnie "komercja".

Czym właściwie jest dziś „komercja”?  Odpowiedź na to pytanie wydaje się być najważniejsza i najtrudniejsza zarazem już na wstępie rozważań nad tytułowym zagadnieniem. Łowisko komercyjne to w dzisiejszych czasach akwen „prywatny” zarządzany z głową i zarybiany według potrzeb. Czasy gdy mianem komercji określano stawy 50x50m, w których kotłowała się tona karpi czy pstrągów  tęczowych odeszły już dawno do lamusa. Zresztą łowiska tego typu to nie łowiska wędkarskie, a sklepy rybne, w których odławia się rybie mięso wędką. Proste? 

Okonie w łowiskach PZW są równie kapryśne, co na komercjach.

Normalne, współczesne łowisko komercyjne to najczęściej woda nie mniej dzika niż PZW, ale woda przygotowana pod kątem wędkarza gdzie po prostu dba się o ryby i o wędkarzy. Łowiskiem takim może być zarówno kilkuhektarowa glinianka jak i kilkusethektarowe jezioro, które niczym nie odbiega od charakteru łowisk PZW. Oczywiście najwięcej mamy cały czas stosunkowo niewielkich łowisk nastawionych na karpiarzy, ale rozwój branży wpływa na to, że pojawia się coraz więcej wód typowo spinningowych lub karpiowych sezonowo otwartych dla spinningistów.

Komercja czy PZW? Kto potrafi rozpoznać?


 Komercja to dziś woda, która najczęściej nie ustępuje naturalnością wodzie PZW, ale zarządzana jest prowędkarsko, czego o większości wód którymi gospodaruje Polski Związek WĘDKARSKI (??!!) powiedzieć nie można.

Woda dzika... a może jednak komercja?


Wielu wędkarzy twierdzi, że na komercjach łowi się łatwo, a ryby wręcz ustawiają się w kolejce do naszych przynęt. Moim zdaniem do bzdura. Wędkarska codzienność, patologicznie bezrybne wody PZW nauczyły nas tego, że patologia to norma, a przecież tak być nie powinno. Pamiętam jak w późnych latach 90-tych na łowiskach PZW na Mazurach łowiło się po kilkanaście wymiarowych szczupaków w jeden średni dzień. Tyle, że to się nie wróci. Większość wód PZW zarządzana jest źle, rybacy dodają coś od siebie, a regulamin pozawala wędkarzom zapełniać zamrażarki do woli. Dlatego też każda porządnie przygotowana woda wydaje się nam przesadnie łatwa. A tak naprawdę ryby są takie same na łowisku komercyjnym jak i na wodzie PZW. Tak samo miewają dni gdy nie interesują ich nawet platynowe blachy i woblery z diamentowym oczkiem. Główna różnica między komercją a bezrybiem PZW jest taka, że na łowisku specjalnym ryby po prostu są, a gdy mamy kiepskie wyniki to albo nie umiemy łowić, albo ryby nie żerują.  

Czy na łowisku komercyjnym można popływać łódką?

Zbierając doświadczenia z różnych łowisk coraz mocniej przekonuję się zdania, że komercje są dziś bardzo potrzebne. Dlaczego? Otóż według mnie łowiska komercyjne to nie wędkarskie „burdele”, a wody, które spełniają szereg bardzo pożytecznych funkcji. Po pierwsze – na komercjach mamy większą szansę na rybę gdyż one po prostu tam są. W czasie gdy coraz częściej poszukiwanie ryb na łowiskach PZW przypomina loterię komercje dają mi jedną pewność ryby tu są, a jeśli nie połowię (co na komercjach zdarza się często) to tylko moja wina. Po drugie – na komercji można testować nowe przynęty i metody na rybach, a nie tylko wrzucać do pustej wody. Po trzecie – to właśnie komercje mogą być motorem zmian w PZW. Wędkarze odwiedzają różnego rodzaju łowiska specjalne, widzą, że może być normalnie, że można dbać o wędkarzy, co moim zdaniem powoli będzie się też przekładać na wywieranie presji na PZW.

Kawał wody... a jednak komercja.

Wiem, że temat komercji jest trudny i wielu wędkarzy na samo hasło „komercja” dostaje białej gorączki i jedyną prawdziwą opcją jest dla nich łowisko „dzikie”, ale prawda jest taka, że dziś odróżnienie wody „dzikiej” od „komercji” jest już prawie nie możliwe.  Jeśli nigdy nie łowiliście na komercji to uwierzcie mi na słowo, że ryby wszędzie są takie same, szczupaki walczą tak samo, a okonie potrafią olewać przynęty koncertowo nawet na najdroższym łowisku komercyjnym. Dodatkowo łowiąc na komercjach można wyciągnąć sporo ciekawych wniosków i nauczyć się dużo wędkarskich trików przydatnych również na „dzikich” wodach. Nie warto demonizować… warto spróbować i zobaczyć, że pustynie PZW mają alternatywę, z której można skorzystać w przerwie między poszukiwaniem ostatniego bolenia na Waszym odcinku dzikiej Wisły.

Jedno jest pewne ryby wszędzie dają masę radości!


 Wiesław Czajkowski. 
Połamania!!





Komentarze

Prześlij komentarz

Copyright © Połamanie Kija