Co na haku to…?
Właśnie wracam z Mazur. Siedzę w dalekobieżnym autobusie i
zastanawiam się, co takiego jest w wędkarstwie, że chciało mi się jechać prawie
300km by spędzić kilkanaście godzin na łowieniu ryb. Hobby? Pasja? W sumie to
dość banalne słowa. Nie do końca, bowiem wyjaśniają to, dlaczego chce mi się wstawać
o czwartej rano zamiast całą noc popijać piwo na pomoście i korzystając z
wolnego czasu wyspać się ile tylko da radę. Wędkarstwo daje mi bardzo wiele i
nie są to chrupiące złocistą panierką okonie z patelni…, choć czasami…
Odwiedziłem jezioro, na którym uczyłem się wędkarstwa, w
którym po raz pierwszy wylądował spławik zarzucony batem, który trzymałem w
drżących rękach 8-latka. Masa pięknych i niezapomnianych wspomnień. Piękne
wzdręgi, płocie, leszcze, okonie, a później pierwszy złowiony na złotą
obrotówkę (tak, pamiętam do doskonale!) szczupak. Tego się nie da zapomnieć, bo
są to zdarzenia na swój sposób formatywne. Dlatego też podczas tej swoistej
wędkarskiej podróży sentymentalnej zacząłem się zastanawiać, czym tak naprawdę jest
wędkarstwo i czy rzeczywiście ryby są w tym najważniejsze.
Wędkarstwo to pasja. Może to banał, ale tak właśnie jest, a
może raczej bywa. Obserwując wędkarzy i ich postawy dochodzę do wniosku, że
większość naszego środowiska to nie ludzie pasji, a miłośnicy taniego rybiego
mięsa, którym wszystko przeszkadza oraz którzy chcieliby mieć wszystko
praktycznie za darmo. Narzekamy na związek, na rybaków, na kormorany, a nie
widzimy prostych rzeczy, na które w dużej mierze mamy spory wpływ. Przykład?
Proszę bardzo. Posłużę się „moim” jeziorem, które odwiedziłem w weekend. Jak na
wielu mazurskich jeziorach także i tu jest spora grupa wędkarzy, którzy od
wiosny do jesieni są na rybach prawie codziennie i łowią to, co akurat bierze.
I wiecie, co? Bardzo często są to ludzie, którzy narzekają na rybostan a
większość, czasem nawet każdą, złowioną rybę pakują do siatki. Niby mogą,
pozwalają im na to przepisy. Niby wszystko jest w porządku. Tylko czy takie
podejście do wędkarstwa nie jest w gruncie rzeczy dowodem na pazerność? Czy w
rękach tych wędkarzy nie leży kwestia tego by ryb było więcej? Jeżeli
dwudziestu wędkarzy złowi w sezonie po 100kg ryb i zabierze je z łowiska to
woda staje się uboższa o DWIE TONY RYB, a zaręczam Wam, że na wielu jeziorach
wędkarskich fachowców łowiących w sezonie nawet więcej nie brakuje.
Oczywiście można patrzeć na środowisko wędkarskie przez
pryzmat internetu, facebooka, instagrama gdzie wszystko jest pięknie kolorowe i
pełne „etycznego” podejścia, ale jest to spojrzenie odrobinę odklejone od
rzeczywistości. Prawdziwe wędkarstwo to jednak statystyczny Kowalski, który
wrzuca do siatki kilogram czy dwa wymęczonych „na pikerka” drobnych płotek.
Tak, to wygląda. Dlatego też uważam, że to czy wędkarstwo będzie zmieniało się
w dobrym kierunku zależy od nas w większym stopniu niż to zakładamy. To my
wędkarze musimy dbać o nasze wody i ograniczać pazerność kolegów po kiju. Bo
nie ma nic złego w tym, że czasami zabieramy ryby z łowiska. Nie ma nic złego w
tym, że raz na jakiś czas weźmiemy parę okoni czy szczupaka i przyrządzimy na
kolację. To, co jest przy obecnym stanie naszych łowisk szkodliwe to
ograniczony punkt widzenia, w którym widzimy tylko i wyłącznie nasze korzyści i
nic więcej. Przyroda, której ryby są częścią to nie nasza własność. Uważam, że
tak popularne w sieci stygmatyzowanie wędkarzy, którzy zabierają ryby jest złe
i nie prowadzi do niczego dobrego.
Można zabierać ryby i robić to rozsądnie z poszanowaniem
przyrody i tego, co nam ofiaruje. Można wypuszczać wszystko, co uda nam się
złowić. Ważne w tym wszystkim jest to by zachować zdrowy rozsądek i umiar.
Przesada zawsze prowadzi do niezdrowych sytuacji. Połamania!
Komentarze
Prześlij komentarz